
Hej, piszę już z Tokyo, po samotnych dwudziestu dwóch godzinach lotu, z czterogodzinną przesiadką w Dubaju- dotarłam. Z lotniska czekała mnie jeszcze godzinna podróż busem do centrum miasta- Shibuyi. Lot minął mi spokojnie, choć pierwsza część była znacznie przyjemniejsza. Nie byłam taka zmęczona i oglądałam serial - The OA (polecam mocno). Troche się bałam przesiadki w Dubaju bo to
duże lotnisko, ale okazało się, że niepotrzebnie i była to wręcz bułka z masłem. Miałam dużo czasu, więc pozwiedzałam lotnisko, a co najważniejsze znalazłam daktylowy raj! Tak jak większość "healthy świrów" kocham daktyle, a Dubaj to ich główny dystrybutor i dysponuje ogromnym wyborem tych owoców, różnego rodzaju- od zwykłych, do nadziewanych orzechami w polewie czekoladowo-kokosowej. Na wpatrywaniu się w nie spędziłam pewnie z godzinę, ale zakup zostawiłam sobie na powrót ;) Drugi lot był raczej nudny i męczący, ale nerwy już mi totalnie odpuściły. Na lotnisku w Japonii wszystko było prościutkie, bez większych problemów i zdecydowanie prostsze, niż na lotnisku w Miami, gdzie kontrolerzy wypytywali mnie bardzo dokładnie za nim przyznali wizę. Tutaj nie było tego problemu, wizę zaakceptowali w mgnieniu oka. Podczas kontroli przechodziło się przez śmieszne, małe komputerki, które obsługiwane przez japońskiego kontrolera (niemówiącego po angielsku...) robiły zdjęcia twarzy i skanowały odciski palców. Po odebraniu bagażu zaczepiła mnie japońska telewizja, a stojąc w kolejce po bilet na bus pewien japończyk wyjaśnił mi, że to znany program telewizyjny i jeżeli widownia polubi puszczaną na żywo osobę, to program funduje jej pobyt w Tokyo i kręci jej życie - coś "a la" amerykańskie TV show. Nie skorzystałam z okazji i udałam się prosto do busa, który zabrał mnie pod hotel na Shibuyi. Stamtąd odebrał mnie mój kierowca agencyjny (osoba, która wozi dziewczyny busem na castingi, przedstawia je i pośredniczy między klientem, a modelką). Po około 35 godzinach niespania i męczącej podróży czekało mnie pięć castingów, a dopiero po nich odwieziono mnie do mieszkania. Wiedziałam, że tak może być, ale i tak czułam się nieco zdezorientowana haha. Co do mieszkania, to mieszkam z koleżanką z Polski- Julką, którą poznałam na pokazie Bizuu, a później na pokazie Kazara i Paprocki Brzozowski, kilka miesięcy temu. Bardzo się polubiłyśmy i niezmiernym fartem było to, że okazało się, że jedziemy do Tokyo w tym samym czasie i do tej samej agencji - Bravo Models. Od razu załatwiłyśmy w agencjach by mieszkać razem, zatem Julka czekała już na mnie w mieszkaniu, a mało tego czekał na mnie też pieczony batat*, którego kupiła mi w ramach przywitania.
Tak minął mi pierwszy dzień, gadałyśmy z Julką jeszcze chwile, podziwiałam ładny widok z ósmego piętra, a po zjedzeniu batata ległam na materacu i zasnęłam. Spałam długo i mocno, więc nie zauważyłam, że przez noc zeszło powietrze z materaca i leżałam na podłodze przez większość nocy, co poczułam rano wraz z bólem pleców hahahah. Poszłyśmy z Julką na zakupy (nie jest to łatwe i szybkie, gdy każdy produkt jest opisany po japońsku, po angielsku nikt nie mówi, a do tego jesteś wege), a później wpadłam do agencji zrobić polaroidy i wypełnić papiery. No i siup - castingi do dwudziestej drugiej. Już się przekonałam, że w tygodniu marnie sobie pozwiedzam, za to weekendy będę się starać wykorzystywać na maxa, z czego na pewno zdam tu relację :) Tymczasem, życzcie mi powodzenia na castingach, a ja dodam jeszcze poniżej zdjęcia.
Ps.* pieczone bataty- sprzedają je tutaj w niektórych marketach, na ciepło. Są zdrowe, sycące i pyszne, więc tym często żywią się tu modelki.














