Dzień dobry! Dzisiaj piszę o moim ulubionym - o jedzeniu! Jednym ze zmartwień jakie miałam przed przyjazdem do Tokyo, było to, co ja tu będę jadła. Japonia raczej nie słynie z wegetariańskiej kuchni, a wręcz przeciwnie. Wszystko bazuje na rybie, albo ich ulubionym mięsie, czyli kurczaku. Mało tego, japońskie produkty, nie mają żadnych oznakowań, ani napisów po angielsku, zatem domyślenie się co jest z mięsem, a co nie jest tutaj wyzwaniem. Szczególnie, gdy często patrząc na dany produkt
nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy to warzywno, mięso, ryba, ser, jajko czy może jakaś słodka przekąska. Pozostaje tylko próbować.
Trochę już z Julką obeznałyśmy się w zakupach i naszymi stałymi produktami jest ananas, banany, awokado, batat, mleko ryżowe (którego rodzajów jest tutaj z miliard), makaron, pesto, orzechy, picie, jogurt i jabłka. Oprócz tego, często kupuję sushi ( w moim przypadku, z jajkiem, ogórkiem, tykwą, lub inari ), jakąś zupę i mrożonki warzywne. Wszystko co wymieniłam, za wyjątkiem mleka i jogurtów ( właśnie na tym najciężej jest się tutaj poznać, należy po prostu próbować ) ma obrazki lub jest wystarczająco widoczne, by zgadnąć co to jest. Do tej pory najlepszym strzałem było mleko, które udało mi się wybrać za pierwszym razem, zupy - grzybowa i meksykańska; gruby, ugotowany już makaron za 45 yenów za porcję ( 1,50zł ) i moje ulubione sushi, czyli z tykwą. Co do cen, to owoce są zdecydowanie najdroższe, jedno jabłko kosztuje najtaniej 100 yenów czyli ponad 3 zł. Pudełko części pokrojonego ananasa ok. 300 yenów, czyli 10 zł, a banany zazwyczaj 100 yenów za jednego, ale w 100 Lawson ( sklep, wszystko za 100 yenów ) można kupić trzy za 100. Batat kosztuje 10 zł, orzechy tak jak w Polsce, płatki są stosunkowo drogie. Jeśli chce się kupić dobrą granole to kosztuje ona 1000 Y, czyli 30 zł. Oprócz tego, dużym zaskoczeniem jest droga woda, bo aż 100 Y za małą butelkę. Obok wody, zawsze stoi duży wybór zazwyczaj niesłodzonej, zielonej herbaty, którą pije się tutaj tak jak wodę. Gdy zielona herbata jest według mnie troszkę gorzka, tak nie mogę powiedzieć tego o kawie, która sprzedawana jest tu z niezliczoną ilością cukru, tak że nie da się jej wypić. Nie kupujcie marketowej kawy w butelkach! Z tych słabszych rzeczy, to też to, że mają beznadziejny chleb - a w zasadzie w ogóle go nie mają. Są jedynie atrapy, tosty przypominające chleb, nadmuchane powietrzem jak bułka, często zabarwione barwnikiem. Nie polecam.
Co do ciekawostek to sprzedaje się tutaj także dużo warzyw, już przyrządzonych, w postaci mini sałatki. Można kupić upieczoną dynie, grzyby, fasolki, bób, starta marchewka, ogórki małosolne ( popularne w Japonii, często też w postaci suszonej przekąski ) i wiele azjatyckich warzyw, których nazw nie znam. W każdym sklepie sprzedają też gotowe dania, a w 24 godzinnych marketach działa sprawnie mikrofalówka, w której podgrzeją ci zakupiony posiłek, lub zaleją noodle wrzątkiem. Można kupić różne makarony, noodle, okonomiyaki ( omlet/placki faszerowane dodatkami, najcześciej na ryżu/z ryżem), sushi, bento -boxy z ryżem, mięsem i dodatkami; panierowanego kurczaka na patyku, frytki, naleśniki i tak dalej. Do wszystkiego co zakupisz dostajesz odpowiednie, plastikowe sztućce lub pałeczki. Do każdego jogurtu dostaję zawsze łyżeczkę, tyle ile kupię jogurtów, tyle dostanę łyżeczek. Co ciekawe, sprzedają również foliowanego, przyrządzonego kurczaka ( jak przekąskę, "w rękę" ), fermentowaną fasolę i inne fermentowane warzywa, ugotowane, pojedyncze jajko i foliowane paluszki krabowe. Z dziwnych rzeczy to na pewno suszone rybki do podjadania, suszone glony, suszone, zakwaszane ogórki ( w postaci żelków ) i masa żelowatych, słodkich przekąsek. Przyjemnym zaskoczeniem było to, że w sklepach na półkach z przekąskami, można znaleźć dużo w miarę zdrowych rzeczy, typu chipsy z awokado, batatów, warzyw, suszone mango, mandarynki, dużo orzechów, chrupki z glonów, ciasteczka i batoniki owsiane, "fit" krakersy, żelki z prawdziwych owoców, które serdecznie polecam bo są pyszne - mają skórkę jak prawdziwy owoc.
Z moich ulubionych marketowych produktów jest na pewno jogurt grecki, którego znalezienie kosztowało mnie trochę wpadek z rzadkimi jogurtami, za którymi nie przepadam; suszone mandarynki, krakersy ryżowe w przyprawach np. o smaku glonów, mochi, czyli pasta z czerwonej fasoli w cieście ryżowym, którego polubienie trochę mi zajęło, czekoladki o smaku macha i onigiri. Jeśli chodzi o napoje to jedynie woda i herbaty - zielona, jaśminowa. Ogółem napojów mają duży wybór w postaci pojemniczków ze słomką np. jogurt z nasionami chia, napoje kokosowe, aloesowe, smoothie owcowe i różne wynalazki, którym nie ufam, więc nie próbowałam. Na pewno dla osób niebędących na diecie, Japonia byłaby rajem, gdyż ich produkty są bardzo ciekawe, odmienne i często całkiem dobrej jakości, ale o tym można się przekonać głównie próbując. Słodycze i przekąski nie są przesadzone jak w Ameryce, ale nadal satysfakcjonują konsumenta swoim ciekawym wyglądem i zawartością. Jeżeli coś mi jeszcze wpadnie w oko to uwzględnię to w kolejnych postach :)
A, zapomniałam! Oprócz większych i mniejszych marketów są też automaty z napojami i przekąskami, które stoją co drugi krok na ulicach.












